Grasp Machete Season: The Killers In Rwanda Speak Formulated By Jean Hatzfeld Kindle
on Machete Season: The Killers in Rwanda Speak
"In a tiny, landlocked African country smaller than the state of Maryland, some,people were hacked to death, one by one, by their neighbors.
The women, men, and children who were slaughtered were of the same race and shared the same language, customs, and confession Roman Catholic as those who eagerly slaughtered them.
" p. vii
and
"When there has been one genocide there can be another, at any time in the future, anywhere if the cause is still there and no one knows what it is" Jeannette, a survivor
and
"to make the effort to understand what happened in Rwanda is a painful task that we have no right to shirk it is part of being a moral adult" Susan Sontag, p.
viii
then, read the book but you will still not understand, just that
"A genocide is a poisonous bush that grows not from two or three roots but from a tangle of roots that has moldered underground where no one notices it.
" Claudine, a survivor
and all that you do know for sure is in the words of one survivor:
"Before, I knew that a man could kill another man, because it happens all the time.
Now I know that even the person with whom you've shared food, or with whom you've slept, even he can kill you with no trouble.
The closest neighbor can turn out to be the most horrible, An evil person can kill you with his teeth: that is what I have learned since the genocide, and my eyes no longer gaze the same on the face of the world.
"
The book is wellwritten, and I know more details that I did before, but I was horrified and appalled.
With some books you get exactly what you expected, which in this case, was a bunch of ordinary guys from Rwanda talking about killing people with machetes, a lot.
They were all interviewed at length in prison,
During the killings I no longer considered anything in the Tutsi except the person has to be done away with.
I want to make clear that from the first gentleman I killed to the last, I was not sorry about a single one.
For anyone who needs reminding, the events described in this so easy to read, so very difficult to think about book can be summarised quickly.
Rwanda is a tiny African country, current population aroundmillion, Here it is :
There were and are two main ethnic groups, the Hutu and the minority Tutsi.
In thes there was a revolution and the Hutus threw out the Tutsi monarchy, In thes ethnic relations went over the cliff into unknown territory, and culminated in the genocide of Tutsis over a three month period in Spring.
Approximately,Tutsi people were killed by machete, since all Rwanda men own machetes, since theyre all farmers, so they were handy.wasof the entire Tutsi population,
Jean Hatzfeld makes a telling point about the nature of this event here:
After the genocide, many foreigners wondered how the huge number of Hutu killers recognised their Tutsi victims in the upheaval of the massacres, since Rwandans of both ethnic groups speak the same language with no discernible differences, live in the same places, and are not always physically recognisable by distinctive characteristics.
The answer is simple. The killers did not have to pick out their victims: they knew them personally, Everyone knows everything in a village,
Yes, this was village by village, There were no concentration camps, no need for any of that paraphenalia, This was a low tech carbon neutral genocide, As one of the guys put it :
In killings of this kind, you kill the Tutsi woman you used to listen to the radio with, or the kind lady who put medicine plants on your wound, or your sister who was married to

a Tutsi.
Or even, for some unlucky devils, your own Tutsi wife and your children,
Of course genocide is pretty much sanctioned in the Bible, as anyone who recalls the exploits of Saul may remember:
Samuel chapter
Thus saith the LORD of hosts, I remember that which Amalek did to Israel, how he laid wait for him in the way, when he came up from Egypt.
Now go and smite Amalek, and utterly destroy all that they have, and spare them not but slay both man and woman, infant and suckling, ox and sheep, camel and ass.
And Saul gathered the people together And he took Agag the king of the Amalekites alive, and utterly destroyed all the people with the edge of the sword.
So what was it like for the guys Well, turns out that genocide can be tough on the perpetrators.
Most people dont think about that :
For someone plodding up the slope of old age, that killing period was more backbreaking than stoop labour.
Because we had to climb the hills and chase through the slime after the runaways, The legs especially took a beating
But for the younger ones, it was great :
We overflowed with life for this new job.
We were not afraid of wearing ourselves out running around in the swamps, We abandoned the crops, the hoes, and the like, We talked no more among ourselves of farming, Worries let go of us,
Killing,people by hand is a lot of work, you can believe that, This wasnt Treblinka. Hatzfeld says that actually, this was more people killed in a three month period than the Nazis managed even at the height of the Holocaust.
Ill take his word for that, I have no desire to check the figures,
I think the dictionary definitions of certain words are ideologically motivated, Take the word inhuman :
Lacking kindness, pity, or compassion cruel deficient in emotional warmth cold.
Well, no, This is wrong. These characteristics are absolutely, quintessentially human, It's inhumanity which makes us human,
I was glad that Hatzfeld pointed out the extreme strangeness of this Rwandan genocide, He says of black Africa that when seeming ethnic conflicts do break out, theyre actually regional South against North, Sudan or religious Christian against Muslim, Nigeria and usually for control of resources Sierra Leone, Liberia.
Theyre not actually one ethnic group against another,
Black Africa is a formidable medley of willingly assumed ethnic identities of a diversity equalled only by the spirit of tolerance that keeps them in equilibrium.
Thats actually the loveliest sentence in the book, Well, it doesnt have much competition, Its not that kind of book,
So this is an essential book which I am not recommending unless you were knocked out by the recent documentary The Act of Killing and/or youre a fan of Christopher Brownings great book Ordinary Men and/or you like to find out just how dreadful things can get here on Earth.
Last word goes to one of the guys :
I wrote short notes of apology to some families of victims I knew and had them delivered.
Hutu w Jerozolimie
W lutymwydawnictwo Czarne polską edycją Sezonu maczet zamknęło trylogię rwandyjską Hatzfelda, słuszniej byłoby jednak nazwać ją trylogią o znieczulającym, obezwładniającym i usprawiedliwiającym wpływie innych i jego skutkach.
A także o nieufności, Jean Hatzfeld przyjeżdża do więzienia w Rilimie, by tym razem oddać głos osadzonej tam grupce przyjaciół z Kibungo, zabójcom pochodzenia Hutu, nie bez wcześniejszych wątpliwości, czy w ogóle należy to robić tak w skrócie można by przedstawić tematykę książki.
Jak zwykle w takich przypadkach, byłoby to ujęcie bardzo uproszczone i niezwykle ubogie,
Zastanawiałam się, czy po zrecenzowaniu poprzednich części będę w stanie powiedzieć cokolwiek nowego.
A jednak. Sezon maczet różni się, i to znacznie, od pozostałych dwóch pozycji, Z racji tematyki od samego początku przywodził na myśl Eichmanna w Jerozolimie Hannah Arendt i wydawał się być bardziej rozprawą o psychice zabójcy w ogóle, niż relacją z Rwandy jako taką.
Kolejna książka francuskiego reportera jest odmienna od reszty tym bardziej, że autor częściej wystawiał twarz zza rządków liter i zdarzało mu się nawet tłumaczenie się z rozmów z zabójcami.
Ta zmiana jest uderzająca, zwłaszcza wziąwszy pod uwagę typ dziennikarstwa który Hatzfeld reprezentował w Nagości życia i Strategii antylop zdecydowanie rejestrującego.
Interwencja autora ograniczała się właściwie do wyboru cytatów, mających się ostatecznie znaleźć w gotowym tekście plus krótkiego wprowadzenia.
W Sezonie reporter umieścił także swoje szersze uwagi na temat charakteru ludobójstw w ogóle, nawiązania do prac o Holocauście, zdarzyło mu się porównywać zagładę Żydów i Tutsich.
Z rozmaitym skutkiem.
To, czy morderców, jako tych, którzy utracili wszelkie prawa, należy raz na zawsze wrzucić do oubliette, nie rozmawiać z nimi i nie pytać nigdy o nic, czy też powinno się raczej starać dojść do motywów ich działania jest sprawą indywidualną.
Ciekawość Hatzfelda możnaby nazwać zainteresowaniem na zamówienie pojawiło się ono, jak przyznaje, dopiero po listach czytelników, którzy zastanawiali się nad procesami, mającymi miejsce w umysłach ludobójców.
Hatzfeld zaś, zamiast odesłać ich do Arendt co, jak mi się chwilami wydaje, na jedno by wyszło, postanawia napisać o tym książkę, chociaż przedtem temat wydawał mu się niewart pracy.
Nie wiem jednak, czy uznawał go za zbyt banalny i oklepany, czy sądził, że Hutu nie zasługują na nic, poza zapomnieniem.
W końcu z ocalonymi łączą go, jak sam wielokrotnie wspomina, bardzo bliskie stosunki, a nawet przyjaźń,
Poza tym, że autora w Sezonie, . . jest jakby więcej, zmienił się także sposób zdobywania przez niego materiału, Ponieważ zabójcy nie byli w stanie rozmawiać w pojedynkę, czy to z obawy, że ich słowa zaszkodzą im w trakcie procesów, czy z powodu zwykłego wyparcia a tak właściwie z powodu skrajnej nieufności Hatzfeld poszukiwał grupy znajomych, którym mówić będzie łatwiej.
Czas pokazał, że jedynie cierpliwość i rozmycie osobistej odpowiedzialności w uspokajającym my pozwoli na uzyskanie zeznań.
Sporo w nich niezgodności z rzeczywistością, nie jest jednak łatwo rozsądzić, czy tym razem chodzi o świadome kłamstwo, czy też urojenia i oficjalne wersje wydarzeń przeznaczone dla sądu tak pomieszały się ze sobą, że nawet opowiadający nie są już w stanie ich oddzielić.
Przejdę do meritum: jeżeli ktokolwiek miał złudzenia co do tego, że z Sezonu, . . dobiegną go skruszone głosy złamanych ludzi, przerażonych skalą swoich własnych czynów, srodze się zawiedzie.
Z kolei czytelnik Eichmanna znowu! wcale zaskoczony nie będzie, Sposób, w jaki osadzeni w Rilimie wypowiadają się na temat wydarzeń z bagien, wygląda na pozbawiony rzeczywistego poczucia winy i świadomości.
Każda kolejna wypowiedź wydaje się być bardziej przesiąknięta biernością, posłuszeństwem i poczuciem braku wpływu na własne akcje.
"Najwyższe władze wpakowały nas w wojnę z powodu uraz nagromadzonych od czasów panowania królów Tutsi, by przekształcić ją w ludobójstwo.
To nas całkiem przerosło, Stanęliśmy przed faktem dokonanym i trzeba było wprowadzić go w czyn, że się tak wyrażę.
Kiedy niespodziewanie dowiedzieliśmy się z Kigali o planie ludobójstwa nie cofnąłem się nawet o krok.
Pomyślałem: jeśli władze dokonały takiego wyboru, nie ma powodu, żeby się ociągać.
"
Zabójców Hutu wygląda na to, wszystko usprawiedliwia i nic nie obciąża, Ich czyny były kierowane przez inspiratorów z Kigali, przez intelektualistów, komendantów interahamwe, a przede wszystkim, przez innych Hutu, zagrzewających się wzajemnie do eksterminacji karaluchów i kontrolujących jedni drugich.
Powstrzymać ludobójstwo, jak stwierdza jeden z nich, mógł tylko Bóg, Komfortowe.
" przy okazji tych morderstw nie dostrzegłem nawet tego czegoś, co miało zmienić mnie w zabójcę" mówi Léopord, skazany na siedem lat pozbawienia wolności i wypuszczony już wroku.
A ja mu nie wierzę, nie ufam żadnemu z nich, bo z dalszych rozmów wynika wyraźnie, że jeżeli czegoś żałują, to raczej tego, że nie udało im się dokończyć planu.
Słowa więźniów odsłaniają chwilami wyjątkowo niezborny światopogląd jakby sami z trudem godzili nowy obowiązujący pogląd, że Tutsi są jednak równymi im ludźmi, z tym, czego nauczono ich wcześniej.
Przypominają rasistów, których obecna sytuacja siłą nauczyła poprawnego politycznie słownictwa, Zdradza ich język.
"Byliśmy pewni, że zabijemy wszystkich i nikt nie krzywo na nas nie spojrzy, Że żaden biały czy ksiądz nie będzie niczego nam wypominał, Drwiliśmy sobie z tego, zamiast wykorzystać okazję, Czuliśmy się zbyt swobodnie w tej niecodziennej pracy, która tak dobrze się zapowiadała, Ale czas i lenistwo spłatały nam przykrego figla, W gruncie rzeczy staliśmy się zbyt pewni siebie i zaczęliśmy się ociągać, Ta zbyt wielka beztroska okazała się dla nas zgubna, "
"Tu, w naszym powiecie, szykowaliśmy się do kolejnych masakr w odwecie za ataki inkotanyich, Jednak braliśmy pod uwagę jedynie zwykłe zabójstwa, takie, jakie znaliśmy już od ponad trzydziestu lat.
"
"To dowódcy organizowali patrole, rozstrzygali spory podczas dzielenia łupów, każdego dnia wyznaczali nam trasę.
Gdyby ich nie było, rolnicy nie wpadliby na pomysł, żeby zacząć tę pracę, Byliby źli z powodu samolotu i obracaliby maczetę w ręku, a potem wrócili na swoje pola.
Może nawet pociliby się na bagnach, ale nie tak długo, Zachowaliby umiar. "
To beztroska, nie zabijanie, była zgubna, Masowe masakry to żaden problem, Zabójstwo dziesiątek Tutsich to oznaka umiaru, Nikt nie używa słowa 'ludobójstwo', dopóki nie zaczyna obwiniać 'inspiratorów', By mówić o ludobójstwie, trzeba przyznać ofierze status istoty ludzkiej i przyjąć odpowiedzialność za własne czyny oraz wybory.
Przyjaciele z więzienia w Rilimie mówią o krzywdach, które wyrządzili, by niedługo potem z porażającą naiwnością poruszać kwestie wybaczania.
Ich brak zrozumienia jest gorszy, niż cokolwiek innego, bo brzmi jak zapowiedź kolejnej tragedii, "Ludobójstwo to nie jakiś krzak, który wyrasta z dwóch czy trzech korzeni, ale splot korzeni, które gniły pod ziemią i nikt tego nie zauważył".
Sezon maczet mimo wszystko jest najsłabszym ogniwem trylogii, a osłabia go właśnie to, czym różni się od pozostałych dwóch książek.
Uwagi Hatzfelda, łączące Szoah i Rwandę często są trafne, ale równie często oczywiste i powierzchowne na dodatek styl, w jakim zostały napisane, jest zbyt prosty.
Niekiedy wydają się zwyczajnie naciągane, "W kraju filozofii, jakim były Niemcy, ludobójstwo miało na celu oczyszczenie bytu i myśli.
W kraju wiejskim, jakim była Rwanda, ludobójstwo miało na celu oczyszczenie ziemi, pozbycie się rolnikówkaraluchów" pisze reporter, a ja marszczę nos.
Paul Rusesabagina, Hutu i pierwowzór bohatera Hotelu Rwanda oraz Paul Kagame, obecny prezydent Rwandy, z pochodzenia Tutsi, zostali zawziętymi wrogami, publicznie oskarżając się to o kłamstwa, to o faworyzowanie własnej kasty i ograniczanie wpływów drugiej.
Po osiemnastu latach od ludobójstwa, Hutu, który ocalił wielu Tutsich i Tutsi, który pozbawia Hutu jakiejkolwiek realnej władzy, znowu stoją naprzeciwko siebie, wyzywając się od zbrodniarzy.
Nikt nie zamierza ustąpić jako pierwszy, Politykę narodowego pojednania, którą promuje Kigali trudno nazwać inaczej, jak forsowanym zapominaniem, bolesnym dla jednych i niezwykle wygodnym dla drugich.
Przyjaciele z Kibungo traktują wybaczenie jako coś, co zostanie im zapewnione, jeżeli tylko postawią Tutsim odpowiednią ilość butelek primusa i szaszłyków.
A gdy już je uzyskają, wrócą na swoje parcele, gdzie wszystko będzie tak, jak przedtem, I w zasadzie mają rację,
Nie jestem w stanie ocenić, czy to pomyłka autora książki, czy tłumacza, ale Tutsi nie byli rolnikami, a hodowcami bydła.
.
Jean Hatzfeld